Henryk Moruś swoje zbrodnie tłumaczył słabymi zarobkami, które nie wystarczały mu na utrzymanie rodziny. Swoje ofiary zaskakiwał w domach, na ulicach, miejscach pracy, czy w samochodzie. Nie miał litości dla nikogo, nawet dla ciężarnej kobiety. Nie reagował na rozpaczliwe błagania o życie. Sięgał po broń i celował prosto w głowę. Jego zabójstwa przypominały egzekucje. Pierwotnie został skazany na karę śmierci, później wyrok zamieniono na dożywotnie pozbawienie wolności. Starał się o ułaskawienie przez ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale wszystkie jego prośby zostały odrzucone. Zmarł za kratkami w wieku 70 lat. Na sumieniu miał życie siedmiu osób.